Zachęcam Państwa do zaznajomienia się z cyklem bajek terapeutycznych mojego autorstwa, które na bieżąco planuję poszerzać o kolejne tytuły. Pracując od kilku lat, jako nauczyciel pedagog codziennie stykam się z różnymi problemami, z którymi borykają się dzieci już w wieku przedszkolnym. Widząc wśród nich brak zrozumienia na pewne kwestie takie jak akceptacja odmienności, nieśmiałość, brak apetytu, lęki nocne czy pojawienie się nowego członka rodziny, postanowiłam podążać za potrzebami najmłodszych tworząc bajki, które mam nadzieję ułatwią im start w drodze ku dorastaniu. Serdecznie zachęcam Państwa jak i wszystkie dzieci do lektury.
Natalia Cabaj- Kaliciak
Rozdział I
Niecodzienne przedstawienie z pająkiem Patrykiem
(bajka na temat zrozumienia i akceptacji odmienności; uwrażliwienie dzieci na niepełnosprawność)
Wczesnym rankiem kijanka Bianka wraz ze swoimi rodzicami wybrała się na przedstawienie do szkoły swojej starszej siostry, żabki Malwinki.
W szkole na korytarzu wszyscy zebrani goście witali się z nauczycielką- muchą Teklą oraz małymi aktorami: komarem Lucianem, pszczółką Ulką, biedronką Zuzią, ślimakiem Gackiem oraz pająkiem Patrykiem.
Kurtyna powoli uniosła się do góry, a oczom kijanki Bianki ukazała się piękna, kolorowa scenografia. Wszyscy aktorzy po kolei wychodzili na scenę by recytować swoje wierszyki. Nagle rozległa się dziwna cisza. Na scenie pojawił się pająk Patryk, którego pchała na wózku inwalidzkim mrówka Klementynka.
– Mamusiu?…- zapytała Bianka. Dlaczego ten pajączek nie ma jednej nóżki?…-dodała.
-Pewnej nocy, gdy Patryk był jeszcze malutkim pajączkiem i spał sobie słodko w swoim kokonie, w lesie wybuchł straszny pożar. Ledwo udało się ekipie ratunkowej biedronek uratować pajączka. Jednak jego nóżka została bardzo poparzona i trzeba było ją amputować.
-Ale pająk zamiast chodzić jeździ na wózku!- głośno wtrąciła żabka Malwinka.
W tym samym momencie oczy pajączka napłynęły łzami. Biedny siedział na wózku i nie mógł wydobyć z siebie ani słowa.
– Klementynko, Klementynko!- zawołał. – Ja nie chcę tu być! Jestem inny! A żabka się ze mnie naśmiewa…- Płakał pajączek.
– Żabko Malwinko, nie można naśmiewać się z wyglądu innych- powiedziała mama.
– Posłuchaj, każde stworzenie na Ziemi jest jedyne w swoim rodzaju. Każdy jest wyjątkowy bez względu na ilość nóżek, kolor skrzydełek czy też sposób poruszania się. – dodał cicho, ale stanowczo tata Bianki i Malwinki.
– Mamusiu?…- a dlaczego ja różnię się tak bardzo od swojej siostry żabki Malwinki? Zapytała mała kijanka. Czy kiedyś i mi wyrosną nóżki, żebym mogła skakać po zielonej łączce tak jak moja siostra?- ciągnęła dalej Bianka.
– Tak córeczko. Odpowiedziała mama. Ty jesteś jeszcze moją malutką córeczką, ale i tobie wyrosną wkrótce nóżki. Pomimo tego, że jeszcze ich nie masz, kocham Cię tak samo mocno jak twoją starszą siostrę. Pamiętaj, że każdy rodzic traktuje tak samo swoje dzieci. Wasz kolega, pajączek miał mniej szczęścia i niestety w wyniku pożaru stracił jedną nóżkę, ale jestem pewna, że jego mama kocha go tak samo mocno jak pozostałe swoje dzieci. Myślę, że należą mu się przeprosiny!- Powiedziała mama i stanowczym wzrokiem zerknęła w stronę córek.
Po chwili żabka Malwinka podeszła do pajączka, spojrzała mu prosto w oczy i szczerze przeprosiła.
-Przepraszam Patryku, teraz już wiem, że moje zachowanie było bardzo nieładne podczas Twojego występu. Przeze mnie nie zdołałeś powiedzieć swojego wierszyka.
– Już dobrze Malwinko, nie gniewam się – odpowiedział pajączek i przybił jej „piątkę” jedną ze swoich siedmiu nóżek.
Po przedstawieniu wszyscy wybrali się do parku w poszukiwaniu jesiennych kasztanów i żołędzi.
-Ojej, nie zabraliśmy z domu żadnego woreczka- krzyknęła żabka.
– Co my teraz zrobimy? Tyle zbierania pójdzie na marne nie zdołamy tego wszystkiego przenieść w rękach- dodała kijanka Bianka.
-Poczekajcie, mam pewien pomysł- powiedział pająk. I po chwili ze swojej pajęczej sieci utkał wielki worek, do którego wszyscy zdołali pochować zebrane dary jesieni.
-Brawo Patryk, co my byśmy bez Ciebie zrobili! – krzyknęli wspólnie wszyscy przyjaciele i powoli kierowali się w stronę domu.
ROZDZIAL 2
Wycieczka w pewien upalny dzień
(bajka o tym jak pokonać nieśmiałość; rozwijanie umiejętności społecznych)
Na łące nieopodal stawu, który zamieszkiwała kijanka Bianka zaczął się nowy dzień.
Dryń, dryń- zadzwonił telefon.
–Słucham?- powiedziała mama Żabka.
-Dzień dobry mamo Żabko, tu mucha Tekla, wychowawczyni Bianki. Niestety muszę poinformować, że ze względu na przeziębienie, nie będę mogła wybrać się dzisiaj ze swoją grupą na obiecaną wycieczkę. Zastąpi mnie żuk Cezary- wychowawca i trener najstarszej grupy „koników polnych” z naszego Przedszkola.
– Dobrze mucho Teklo. Przekażę tę wiadomość kijance Biance. Tymczasem życzę Pani szybkiego powrotu do zdrowia.
– Dziękuję i do zobaczenia- odpowiedziała mucha.
Mama Żabka po cichutku weszła do pokoju córki, otworzyła szeroko okno i w tym momencie ciepłe promyki słońca rzuciły światło na policzek małej kijanki.
-Wstawaj kochanie- powiedziała radośnie mama leciutko głaskając kijankę po policzku. Dzisiaj wielki dzień, wraz ze swoimi przyjaciółmi z przedszkola wyruszysz na wycieczkę! -Hurra! –krzyknęła Bianka i z uśmiechem na twarzy pobiegła umyć zęby.
– Córeczko, zaczekaj. Twoja wychowawczyni się rozchorowała, dlatego dzisiaj na wycieczce zastąpi ją żuk Cezary- powiedziała mama.
– Ojej, strasznie mi przykro. Mam nadzieję, że pani Tekla szybko do nas wróci. Mam pomysł, nazbieram dla niej kosz pełen dojrzałych malin, by szybko wróciła do zdrowia!
– Świetny pomysł, córeczko!- powiedziała mama i poszła szykować śniadanie dla kijanki Bianki oraz jej siostry żabki Malwinki.
Gdy zbliżała się pora wyjścia z domu mama krzyknęła:
– Dziewczynki! Pośpieszcie się, musimy już wychodzić! Żuk Cezary jest bardzo punktualny i nie znosi, gdy ktoś się spóźnia.
Po kwadransie, wszyscy byli już w umówionym miejscu zbiórki, które znajdowało się nieopodal starego dębu.
– Dzień dobry żuku Cezary- powiedziały siostry.
– Dzień dobry!- odpowiedział żuk. –Myślę, że są już wszyscy, sprawdzę jeszcze tylko obecność i możemy wyruszać.
– Komar Lucjan- obecny.
– Kijanka Bianka- jestem.
– Żabka Malwinka- jestem.
– Pszczółka Ulka- obecna.
– Pająk Patryk- jestem.
– Biedronka Zuzia- obecna.
-Ślimak Gacek-……cisza.
– Ślimak Gacek- powtórzył zdziwiony żuk…ale nikt się nie odezwał.
– Dzieci, czy ktoś widział ślimaka Gacka?- zapytał zaniepokojony żuk.
-Tak, ja widziałam! – powiedziała biedronka Zuzia.
– Szliśmy sobie razem w kierunku zbiórki nie mogąc doczekać się wycieczki. Jednak, gdy tylko wspomniałam mu o nieobecności Pani Tekli strasznie posmutniał. Spytałam, co się stało, powiedział, że chyba nie da rady iść dalej.
-…ale jak to?- zapytał zdziwiony żuk.
– Proszę Pana, proszę Pana- wtrąciła pszczółka Ulka. Nasz kolega ślimak Gacek jest po prostu nieśmiały i wstydzi się nowych osób.
–Mamusiu, co to znaczy nieśmiały?- spytała zdziwiona kijanka Bianka.
– Gdy ktoś jest nieśmiały, to znaczy że często kogoś lub czegoś się wstydzi córeczko. Wygląda na to, że twój przyjaciel wstydzi się Pana żuka. Prawdopodobnie nie miał okazji go wcześniej poznać i przekonać się jaki z niego miły nauczyciel- odpowiedziała mama Żabka.
– No dobrze moi drodzy, musimy szybko odnaleźć ślimaczka, bo ominie go wspaniała przygoda!- krzyknął żuk i ruszył przed siebie w poszukiwaniu małego przedszkolaka.
Po krótkiej chwili słychać było coraz to wyraźniejsze, dobiegające z oddali dźwięki.
– Chlip, chlip, chlip…
– To ślimak Gacek- zorientował się nauczyciel. -Ślimaczku, czy wszystko w porządku? Wyjdziesz ze swojej muszli?- zapytał cichutko Pan żuk.
-Bardzo chciałbym Cię poznać. Mucha Tekla wspominała, że jesteś wyjątkowym przedszkolakiem. Dostrzegasz to, czego inni nie widzą- dodał żuk Cezary.
– Chciałbym, ale jeszcze troszkę się wstydzę- odpowiedział niepewnie ślimak.
-Spokojnie- odpowiedział żuk. – Gdy ja byłem w twoim wieku również się wstydziłem. Bałem się tego, co pomyślą o mnie inni. Jednak po jakimś czasie zrozumiałem, że taki właśnie jestem i zacząłem akceptować siebie. Pomogli mi w tym rodzice. Posłuchaj ślimaczku, każdy z nas jest inny, jedni są otwarci i kontaktowi a inni skryci i ostrożni.
Nagle oczom żuka ukazała się uśmiechnięta buźka ślimaka.
–Przepraszam Panie żuku.
-Już dobrze, musimy się pośpieszyć, bo wszyscy na ciebie czekają. Jesteś ważny dla swoich przyjaciół.
I oboje skierowali się w kierunku reszty grupy.
Gdy wszyscy byli już w komplecie powoli ruszyli w stronę rzeki, by przedostać się na drugą stronę polany. Słońce zaczęło coraz mocniej grzać. Pan Cezary poprosił, wszystkich uczestników wycieczki, by założyli na głowy czapki i kapelusze. W upalne lato ważne jest dbanie o skórę głowy oraz ochrona przed słońcem.
-O nie! Krzyknęła kijanka Bianka. –zapomniałam spakować swój kapelusz. – Teraz będzie mi bardzo gorąco w głowę.
-Dzieci, czy ktoś z was ma może dwie czapki, i mógłby pożyczyć kijance Biance?- zapytał nauczyciel.
Niestety każdy miał tylko jedną czapeczkę, a słońce zaczynało świecić coraz intensywniej. Kijanka z minuty na minutę robiła się coraz bardziej gorąca od słońca.
-Kijanko, czy dobrze się czujesz?- zapytał nieśmiało ślimak Gacek.
-Nie za dobrze, strasznie piecze mnie buzia.
– Mam pomysł!- powiedział ślimak.- Proszę to dla Ciebie, posmaruj tym buzię, to przestanie Cię piec. Zacząłem robić dla Ciebie krem ze swojego śluzu, gdy tylko dowiedziałem się, że zapomniałaś zabrać kapelusza. Zapraszam Cię również do swojej muszli, dodatkowo ochroni Cię przed słońcem.
– Ojej dziękuję ślimaczku, jesteś prawdziwym przyjacielem!- powiedziała kijanka Bianka i mocno uścisnęła ślimaka.
– Widzisz ślimaczku, teraz już wiem, co Pani Tekla miała na myśli, mówiąc mi, że jesteś kimś wyjątkowym! -powiedział dumny żuk.
Po powrocie z wycieczki na wszystkich jej uczestników czekali stęsknieni rodzice. Po kijankę Biankę przyszedł tata.
– Tatusiu! Świetnie się dzisiaj bawiłam! Niestety zapomniałam zabrać z domu kapelusza. Bardzo piekła mnie buzia od słońca, ale krem od ślimaka Gacka ochronił mnie przed poparzeniem.
– Cieszę się córeczko, że masz takich wspaniałych przyjaciół jak ślimak Gacek. Tymczasem zapraszam was na lody!
-Hurra! Ucieszyła się kijanka Bianka i mocno przytuliła się do swojego taty.
Rozdział III
„Wielka uczta u Motyla Oliwiera”
(bajka o niechęci do spożywania posiłków; wdrażanie do kulturalnego zachowywania się przy stole)
W pewien piątkowy poranek tata kijanki Bianki zaprowadził córkę do przedszkola nieco później niż zwykle. Zazwyczaj robiła to mama, jednak dziś musiała wyjść wcześniej do pracy. W przedszkolu na kijankę czekała miła niespodzianka.
– Tatusiu, zobacz, co znalazłam w swojej szafce w szatni!- powiedziała zaciekawiona Bianka pokazując tacie małą, zieloną kopertę ze złotym napisem „ZAPROSZENIE”.
– Córeczko, zostałaś zaproszona na przyjęcie urodzinowe swojego kolegi z grupy, motyla Oliwiera.
– Jupi!!!- wykrzyknęła kijanka. – Czeka mnie świetna zabawa. Będą balony, konkursy, tańce i tort ze świeczkami. Ubiorę swoją nową, fioletową sukienkę, którą kupiła mi mamusia. Muszę się zastanowić nad prezentem dla Oliwiera. Hmm…co by mu sprawiło największą przyjemność? Nowe autko, drewniane klocki, a może zestaw instrumentów muzycznych? Muszę czym prędzej się tego dowiedzieć!
Podekscytowana kijanka Bianka wybiegła z szatni, z wrażenia zapominając nawet o pożegnalnym buziaku dla taty.
Pobyt w przedszkolu minął szybko i radośnie. Po południu kijanka Bianka wraz z mamą zaczęły przygotowania do nadchodzących urodzin motyla. W drodze powrotnej z przedszkola kupiły prezent, w domu wyprasowały sukienkę, a wieczorem kijanka przygotowała własnoręcznie zrobioną laurkę z okazji 4 urodzin motyla Oliwiera. Była ona w kształcie balona z brokatowym napisem „STO LAT”.
Następnego popołudnia odbyło się przyjęcie urodzinowe. Mała kijanka była trochę niewyspana, ponieważ z ekscytacji trudno jej było zasnąć i ciągle się wierciła. Gdy już jej się to udało obudziły ją przelatujące dwie rodziny świetlików, które rozbudziły kijankę na dobre. W końcu trafiła do łóżka mamy i taty, bo tam śpi się jej najlepiej.
Na początku przyjęcia wszyscy goście motyla Oliwiera uroczyście odśpiewali „Sto lat”. Życzyli mu dużo zdrowia, szczęścia, radości oraz oczywiście mnóstwa prezentów. Przecież wszystkie dzieci uwielbiają dostawać prezenty, a najbardziej te z okazji urodzin. Prawda?
Następnie przyjaciele wspólnie ustawili się do pamiątkowego zdjęcia, a rodzice motylka zaprosili wszystkich na salę bankietową. Pochodzili oni z rodziny arystokratów, która bardzo ceniła sobie tradycje świętowania urodzin.
– Jak tu pięknie- szepnęła z zachwytu kijanka Bianka.
– Popatrz pszczółko Ulko, na stole leżą nawet serwetki przedstawiające naszych ulubionych bohaterów bajek.
– Po co nam te serwetki?- zdziwiła się pszczółka.
– Po to, żeby się nie pobrudzić w trakcie jedzenia- szepnęła biedronka Zuzia.
– Zapraszam wszystkich do stołu- z szerokim uśmiechem zawołał konik polny o imieniu Ignacy.
Ignacy był dalekim krewnym motyla Oliwiera, który przybył aż z drugiego końca łąki, by pomóc rodzicom motyla w przygotowaniu przyjęcia. Znany był on wszystkim ze swoich nienagannych manier oraz z tego, że był świetnym organizatorem przyjęć urodzinowych dla najmłodszych.
Dzieci, czym prędzej podbiegły do stołu i zajęły miejsca na podpisanych krzesełkach. Jakież było ich zdziwienie, gdy na talerzykach zamiast ciasteczek, czekoladek, chipsów i słonych przekąsek, w półmiskach znajdowały się soczyste owoce z różnych stron świata oraz szklanki pełne soków z najbardziej wartościowych warzyw jakie można sobie tylko wyobrazić.
Przed jedzeniem motyl Oliwier pragnął serdecznie podziękować gościom za przybycie oraz życzyć wszystkim smacznego. Jednak hałas był tak duży, że nikt go nie usłyszał.
Konik Ignacy przyglądając się całej sytuacji, czym prędzej zareagował grzecznie prosząc wszystkich o ciszę.
– Cisza- powiedział donośnym głosem. – Proszę o ciszę! – powtórzył głośniej.
Jednak w dalszym ciągu nikt go nie słuchał. Oliwierowi zrobiło się bardzo przykro.
– Kochani, proszę wszystkich o uwagę!!! – tym razem konik polny krzyknął tak głośno, że aż ze ściany spadł drogocenny obraz przedstawiający drzewo genealogiczne rodziny motyla Oliwiera.
– O nie!- Na widok spadającego obrazu motylowi Oliwierowi napłynęły łzy do oczu.
– Dzieci, przy stole obowiązują pewne zasady. Posłuchajcie – powiedział konik wyciągając z kieszeni małą książeczkę z napisem „Savoir Vivre dla najmłodszych”.
– Po pierwsze- kontynuował Ignacy. – W trakcie spożywania posiłków mówimy szeptem. Posługujemy się sztućcami. Korzystamy z serwetek. Nie boimy się poznawać nowych smaków.
– Ojej! Strasznie dużo tych zasad- powiedziała pszczółka Ulka.
– Zgadza się – odpowiedział konik polny. – Jednak dzięki nim każde dziecko wie jak należy się zachować w trakcie spożywania posiłków.
– Poproszę mamusię o taką książeczkę z zasadami na swoje urodziny i zostanę prawdziwym mistrzem dobrego zachowania przy posiłkach w przedszkolu!- wykrzyknął dumny z siebie komar Lucjan.
– Świetny pomysł – przytaknął konik polny uśmiechając się życzliwie. – Skoro wyjaśniliśmy sobie już wszystko, życzę wszystkim smacznego.
Po chwili zaniepokojony Ignacy zapytał:
– Gąsieniczko Edytko, dlaczego nic nie jesz?
– Nie lubię owoców ani warzyw – odpowiedziała z kwaśną miną Edytka.
– Jak to? – zdziwił się konik. – Spróbuj, może coś Ci jednak posmakuje? Owoce i warzywa mają bardzo dużo witamin. Dzieci powinny je jeść, by mieć dużo siły.
– Zjadłabym jakieś ciasteczko lub chociaż batonika- kontynuowała gąsieniczka.
– Od słodyczy psują się zęby -wtrącił komar Lucjan.
– Zgadza się- powiedział motyl Oliwier. – Ja jadłem ich bardzo dużo i teraz przynajmniej raz w miesiącu muszę odwiedzać dentystę. Zalecono mi mycie zębów po każdym nawet najmniejszym zjedzonym cukierku.
– Moi mili, częstujcie się, bo czeka was jeszcze wiele atrakcji- powiedział konik polny.
Gdy wszystkie dzieci zjadły owocowe przekąski, mama motyla wniosła piękny owocowy tort z bitą śmietaną.
– Ten tort jest wyśmienity.- oznajmiła gąsieniczka.
– A czy wiesz Edytko, że znajdują się w nim owoce?- zapytał Ignacy.
– Naprawdę?- zdziwiła się Edytka. To może jednak następnym razem spróbuję kilka z nich.
– Świetny pomysł. – odpowiedział konik polny. – Tymczasem zapraszam wszystkich do zabawy.
– Hurra!- Ucieszyły się wszystkie dzieci i radośnie pobiegły w stronę ogrodu w oczekiwaniu na kolejne atrakcje.